Zaolzie
Polacy za Olzą
Krzysztof Szelong
Według oficjalnych dokumentów rządu czechosłowackiego z 1920 r. na całym przyznanym Czechosłowacji obszarze Śląska Cieszyńskiego zamieszkiwało 30 192 Niemców, 113 152 Czechów i Słowaków, 137 043 Polaków, 118 osób innej narodowości oraz 5 495 cudzoziemców. Według tych samych źródeł na terenie włączonych do Republiki Czechosłowackiej części dawnych powiatów cieszyńskiego i frysztackiego, których obszar utożsamiany bywa na ogół z Zaolziem, proporcje te przedstawiały się następująco: 18 248 Niemców, 32 661 Czechów i Słowaków, 121 950 Polaków, 87 osób innej narodowości oraz 4 218 cudzoziemców. Z danych tych wynika, że o ile na całym czeskim obszarze Śląska Cieszyńskiego Polacy stanowili w 1920 r. niemal 49% ogółu ludności (nie licząc cudzoziemców), Czesi, Morawianie i Słowacy zaś 40%, to na samym Zaolziu procentowy udział ludności polskiej wzrastał aż do 70,5%, czechosłowackiej zaś spadał do ledwie 19%. Co przy tym charakterystyczne, w przywołanych dokumentach czechosłowaccy urzędnicy, posługując się danymi pochodzącymi z ostatniego austriackiego spisu powszechnego z 1910 r., w którym uwzględniano przecież nie przynależność narodową, a jedynie język spisywanej ludności, mieszkańców Śląska Cieszyńskiego określali w sposób jednoznaczny: Niemcy, Czesi, Słowacy, Polacy i inni. Najwidoczniej, przygotowując się do sprawowania władzy na przyznanym sobie terenie, władze czechosłowackie trzeźwo oceniały sytuację i unikały tak charakterystycznego dla późniejszych czasów niuansowania kwestii tożsamościowych, mającego uwypuklić i uzasadnić rozbieżność pomiędzy używanym na co dzień językiem ludności a jej przynależnością narodową. Dla czechosłowackiej biurokracji, podobnie zresztą jak wcześniej dla austriackiej, język był w tym czasie wystarczającą przesłanką, aby na jego podstawie orzekać o tożsamości danej grupy ludności.
Według ostatniego, przeprowadzonego w 2011 r. spisu powszechnego w Republice Czeskiej, na Zaolziu narodowość czeską, morawską lub słowacką zadeklarowało 206 877 osób, narodowość polską 26 551 osób, narodowości inne oraz brak jakiejkolwiek deklaracji w tej sprawie – 105 463. Oznacza to, iż Polacy świadomi swojej tożsamości i skłonni do jej publicznego ujawniania stanowili w 2011 r. na Zaolziu tylko niespełna 8% ogółu ludności. W ciągu zatem niespełna 90 lat ich liczba zmniejszyła się niemal pięciokrotnie, a procentowy udział w strukturze etnicznej regionu zmalał prawie dziesięciokrotnie. Jakie przyczyny złożyły się na tak drastyczny spadek?
Wyraźne tąpnięcie nastąpiło już w 1921 r., kiedy to przeprowadzony w Republice Czechosłowackiej pierwszy spis powszechny wykazał, że na Zaolziu mieszka zaledwie 67 928 Polaków, stanowiących 38,6% ogółu ludności tego obszaru. W ciągu dekady liczba Polaków na Zaolziu zmniejszyć się miała więc aż o ponad 54 tys., czyli niemal o 44%. Wprawdzie spis przeprowadzony dziesięć lat później ujawnił ponowny wzrost liczebności polskiej grupy narodowej do 76 330 osób, jednak jej procentowy udział w ogólnej liczbie mieszkańców zmniejszył się w tym czasie o kolejne kilka punktów, osiągając poziom ledwie 35,3%. Zjawisko to częściowo tylko wyjaśnić można ucieczką z zachodniej części Śląska Cieszyńskiego kilkunastu tysięcy Polaków, których exodus, zapoczątkowany już w 1919 r. na skutek czeskich aktów terroru, swoje apogeum osiągnął w reakcji na włączenie tego obszaru w granice Republiki Czechosłowackiej. Spadku liczby ludności polskiej nie tłumaczy także pominięcie w przytoczonej wyżej statystyce z 1921 r. 18 401 Polaków (9% ogółu ludności w powiatach frysztackim i czeskocieszyńskim), którzy, choć po podziale Śląska Cieszyńskiego pozostawali na Zaolziu, nie mieli tam prawa domicylu („domovské právo”) i pozbawieni byli obywatelstwa Czechosłowacji. Kluczowe znaczenie miała nowa metodologia przeprowadzania badań statystycznych, wdrożona podczas spisu powszechnego w 1921 r., zgodnie z którą przy ustalaniu przynależności narodowej nie kierowano się już kryterium językowym, ale subiektywnymi deklaracjami samych zainteresowanych. Otwierało to olbrzymie pole do nadużyć, wśród których naciski wywierane na respondentów przez czeskich komisarzy spisowych wcale nie należały do najpoważniejszych czy rozstrzygających. O wiele istotniejsze znaczenie miały dalekosiężne następstwa polityki władz czechosłowackich, które – zachowując pozory neutralności w sprawach narodowych – po cichu inspirowały i wspierały działania zorientowane na czechizację polskojęzycznej ludności Zaolzia. W tej sferze główną rolę spełniały organizacje pozarządowe, zwłaszcza zaś Slezská Matice osvěty lidové (SMOL, Śląska Macierz Oświaty Ludowej), skupiająca głównie tzw. „hraničařy” (pograniczników), jak nazywano skierowanych na Śląsk Cieszyński i czynnie angażujących się w jego czechizację funkcjonariuszy policji, urzędników i nauczycieli. SMOL, odwołując się do idei odzyskania dla narodu czeskiego „popolszczonych Morawców”, za których – zgodnie ze sformułowaną jeszcze w XIX w. teorią – uznawano cieszyńskich Ślązaków, prowadziła politykę kija i marchewki. Wykorzystując wsparcie ze strony aparatu państwa i rozległe wpływy w przedsiębiorstwach z czeskim i niemieckim kapitałem, pozyskiwała mieszkańców Zaolzia, oferując im korzystniejsze warunki zatrudnienia, awans, możliwość edukacji w nowoczesnych, świetnie wyposażonych czeskich szkołach, licznie wówczas na Zaolziu zakładanych, a nawet zapomogi czy korzyści materialne uzyskiwane w ramach akcji charytatywnych, w zamian otrzymując pożądane deklaracje narodowe, poparte zazwyczaj przeniesieniem dzieci do czeskiej szkoły, zmianą pisowni nazwiska, włączeniem się do proczeskiej agitacji we własnym środowisku, udziałem w czeskich uroczystościach i akcjach propagandowych czy wręcz akcesem do SMOL. Opornych, przeciwstawiających się tego rodzaju postępowaniu spotykała często utrata pracy, lub niemożność jej znalezienia, czy – jak w przypadku kolejarzy – służbowe przeniesienie w głąb Republiki. Spodziewać się mogli także szykan i dyskryminacji ze strony urzędników, a nawet kadry kierowniczej w przedsiębiorstwach i instytucjach, w których pracowali. Skuteczności tego rodzaju działań sprzyjało załamanie się nastrojów wśród wielu zaolziańskich Polaków, którzy w latach 1918-1920 angażowali się w działania na rzecz przynależności Śląska Cieszyńskiego do Polski, a po podziale tego regionu poczuli się zawiedzeni i osamotnieni. Ułatwiał je także narodowy indyferentyzm znacznych odłamów ludności cieszyńskiej, zwłaszcza zaś popularne w tych środowiskach sympatie ślązakowskie, powodujące, iż wielu cieszyńskich Ślązaków, mimo że na co dzień posługiwało się wyłącznie językiem polskim, równocześnie żywiło głęboką niechęć do Polski, pozostając za to otwartymi na wpływy czeskie, bliższe w ich mniemaniu dziedzictwu dawnej Monarchii Habsburgów, stanowiącemu dla nich właściwy punkt odniesienia. Ludzie ci bez większych rozterek skłonni byli zadeklarować czeską tożsamość, zwłaszcza że ułatwiało im to – celowo wprowadzone tylko na Śląsku Cieszyńskim – uregulowanie dotyczące dodatkowego rozróżnienia przynależności narodowej, pozwalające podczas spisów powszechnych na zgłoszenie się do takich kategorii, jak „Ślązak-Czech”, „Ślązak-Słowak”, „Ślązak-Czechosłowak”, „Ślązak-Niemiec”, „Ślązak-Polak” i „Ślązak”, co nie tylko otwierało kolejne możliwości manipulowania wynikami spisów, ale przede wszystkim sprzyjało dalszemu rozmywaniu tożsamości narodowej osób, w przypadku których nie była ona dotąd ostatecznie wykrystalizowana czy uwewnętrzniona. Deklarowanie zmienionej tożsamości narodowej, przebiegające w wielu przypadkach bezrefleksyjnie i dokonywane często pod presją czy z pobudek czysto koniunkturalnych, trwałe skutki pozostawiało jednak dopiero w następnym i kolejnych pokoleniach. Dzieci rodziców, którzy zdecydowali się na zmianę tożsamości, przeniesione do czeskich szkół, kształtowane były tam w duchu wojującego czeskiego patriotyzmu, w dorosłym już życiu demonstrowały większą niekiedy skłonność do ulegania nastrojom nacjonalistycznym niż rdzenni Czesi. Inni z kolei nabywali umiejętności dostosowywania się do zmieniającej się rzeczywistości i swoją przynależność narodową korygowali stosownie do aktualnych warunków. To do tej kategorii osób odnosiło się rozpowszechnione niegdyś na Zaolziu pogardliwe określenie „szkopyrtocy” (od gwarowego „szkopyrtać się” czyli wykonywać przewrotkę).
Sytuację radykalnie, acz na krótko, zmieniło włączenie Zaolzia do Polski w 1938 r., w następstwie którego do opuszczenia tego obszaru zmuszono ok. 30 tys. Czechów, głównie tych, którzy przybyli tu dopiero po 1920 r., wielu zaś rdzennych mieszkańców Zaolzia, których czeska tożsamość była świeżej daty – w obliczu brutalnie na ogół przeprowadzanej repolonizacji regionu – wracało do polskich korzeni. Na Zaolziu pojawiło się także wiele osób, które wydalono do Polski na przełomie drugiej i trzeciej dekady XX w. Już jednak rok później obszar ten wraz z resztą Górnego Śląska włączony został do III Rzeszy, a jego polscy mieszkańcy stali się celem niemieckiego terroru, przed którym iluzoryczną tylko ochronę dawało przyjęcie tzw. Volkslisty, wmuszanej niemal wszystkim rdzennym polskojęzycznym mieszkańcom regionu i stanowiącej instrument kolejnego narodowego eksperymentu, któremu poddane zostało Zaolzie. Okupacja, a potem dwuletni okres zawirowań, w trakcie którego rozegrał się trzeci i zarazem ostatni już etap polsko-czechosłowackiego sporu o przynależność państwową Zaolzia, dotkliwie osłabiły społeczność polską na tym terenie. Elity przywódcze i polska inteligencja zostały zdziesiątkowane, czy to w wyniku niemieckiego ludobójstwa, czy też – trafiwszy jako oficerowie i funkcjonariusze policji w ręce Armii Czerwonej – jako ofiary sowieckiego terroru. Wielu Zaolziaków zostało rozproszonych po świecie, bądź to uchodząc przed okupantem, bądź też zakładając mundury Wehrmachtu, a potem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wielu z nich obawiało się powrócić na Zaolzie, gdzie Polacy, nazywani „beckowskimi okupantami”, stali się wówczas obiektem brutalnych szykan i dyskryminacji, w planach niektórych czeskich polityków jawiąc się wręcz jako kolejni po Niemcach kandydaci do wysiedlenia poza granicę Republiki. Prześladowania i narastające trudności w kontaktach z krajem przyniosły skutek w postaci następnej wielkiej fali emigrantów z Zaolzia, którzy osiedlili się w Polsce.
Przejęcie w Czechosłowacji w 1948 r. pełni władzy przez komunistów po raz kolejny diametralnie zmieniło warunki życia polskiej społeczności na Zaolziu. Ustały wprawdzie wymierzone w Polaków otwarte prześladowania, odzyskali oni też mocno wcześniej ograniczane prawa do nauki w języku polskim i dwujęzyczności w sferze publicznej, skonfiskowano za to cały niemal majątek należący do polskich organizacji, tym ostatnim zaś w większości nie pozwolono po 1945 r. na reaktywację, inne zlikwidowano, redukując polskie życie organizacyjne do jednego tylko Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, podporządkowanego Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Przy pozorach dochowywania równości praw wszystkich zamieszkałych na Zaolziu grup narodowych i pod sztandarem internacjonalizmu, którym przepełniona była płynąca zewsząd propaganda, jakiekolwiek próby manifestowania polskiego ducha i przywiązania do tradycji narodowych były na Zaolziu bezwzględnie eliminowane. Polskość można było pielęgnować i uzewnętrzniać jedynie w duchu komunistycznego internacjonalizmu i w kostiumie ludowości. Zaolziańscy Polacy znaleźli się w swoistym skansenie, w którym za możliwość utrzymywania regionalnego polskiego dziedzictwa kulturowego w postaci gwary, ludowych obrzędów, sztuki, muzyki i tańców płacili uległością wobec partii komunistycznej i rezygnacją z kultywowania wartości i tradycji o charakterze ogólnonarodowym. Co więcej, po ostatecznej rezygnacji przez władze nowej, ludowej Polski z jej aspiracji względem Zaolzia, pozostawieni zostali przez państwo polskie bez jakiegokolwiek wsparcia i opieki. Równolegle w ich regionie dokonywały się głębokie przemiany ekonomiczne i społeczne. Wraz z gwałtowną industrializacją i urbanizacją napływały na Zaolzie masy ludności z głębi Moraw, Czech i Słowacji. Ziszczały się plany kolonizacji Zaolzia, formułowane przez czeskich nacjonalistów już od 1920 r.
Początkowo mogło się wydawać, że procesy te, nie rzutujące bezpośrednio na liczebność polskiej grupy narodowej (która w ciągu trzydziestu lat, pomiędzy 1950 a 1980 r., zmalała jedynie o 12,5%, spadając z 59 005 do 51 585 osób), nie muszą w sposób przesądzający wpływać na jej pozycję i perspektywy rozwojowe. Że rzeczywistość była inna, wskazuje proste zestawienie niewielkiego w istocie ubytku w bezwzględnej liczbie Polaków na Zaolziu z zapaścią, jaka w tym samym czasie nastąpiła w procentowym udziale społeczności polskiej w łącznej liczbie mieszkańców Zaolzia, który pomiędzy 1950 a 1980 r. uległ redukcji z 26,8 do 14,1%, a więc niemal o połowę. Co więcej, równie dramatyczny przełom dokonał się w tym czasie także w sferze mentalnej. Doszło do niego na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w następstwie udziału komunistycznej Polski w wojskowej inwazji na Czechosłowację. Zaolziańscy Polacy, w swojej większości z entuzjazmem i nadzieją przyjmujący Praską Wiosnę, poczuli się wówczas przez rodaków zza Olzy zdradzeni. Wydarzenia te, pokrywające się w czasie z naturalnym procesem odchodzenia generacji, które czynnie uczestniczyły w latach 1914-1947 w walkach o polską niepodległość i polski stan posiadania na Zaolziu, przyniosły dalekosiężne skutki. Dla wielu Zaolziaków, zwłaszcza zaś tych urodzonych po 1945 r., Polska przestawała być nie tylko rzeczywistą, ale i duchową ojczyzną, stając się w ich oczach „bliską zagranicą”, krajem w istocie obcym, niezrozumiałym, a niekiedy wręcz darzonym niechęcią. Wielu z nich, nie zmieniwszy nominalnie swojej tożsamości, mniej lub bardziej świadomie włączyło się do czeskiej wspólnoty losów, rezygnując zarazem już nie tylko z faktycznego, ale i mentalnego partycypowania w życiu polskiej wspólnoty narodowej. Na marginesie tych zjawisk rodzić zaczęła się także nowa, specyficzna tożsamość młodych zaolziańskich Polaków, skoncentrowana na własnym regionie, swojskości, kontestująca tradycje i doświadczenia będące udziałem całego narodu, a jednocześnie coraz bardziej otwarta na możliwość akulturacji czy wręcz asymilacji w obrębie wspólnoty większościowej.
W następnych dziesięcioleciach procesy te uległy przyspieszeniu i pogłębieniu. Szczególnie trudne dla żywotności polskiej społeczności na Zaolziu okazały się lata osiemdziesiąte. Wtedy to, w reakcji na „Solidarnościową” rewolucję władze Czechosłowacji zamknęły granicę z Polską, co w ciągu dekady doprowadziło do praktycznego zerwania więzi rodzinnych i towarzyskich, dotąd ciągle jeszcze łączących bardzo wielu Zaolziaków z rodakami w polskiej części Śląska Cieszyńskiego. Pozbawienie mieszkańców Zaolzia możliwości bezpośredniego obserwowania zachodzących w Polsce zmian, ich izolacja oraz utrwalona już uległość wobec panującego w Czechosłowacji reżimu sprawiły, że stali się łatwym celem dla komunistycznej propagandy, przyswajając sobie kreślony przez nią obraz Polski jako kraju obskuranckiego, biednego i zacofanego, którego głęboko sklerykalizowani, leniwi i awanturniczy mieszkańcy stronią od rzetelnej pracy, chętnie za to oddają się pijaństwu i szemranym interesom. Tendencji tej nie powstrzymał przełom 1989 r., po którym długo jeszcze czekać trzeba było na pełne otwarcie granic, a Polska, oglądana przez pryzmat przygranicznych bazarów i kolumn „mrówek” przemycających tani alkohol, nie była w stanie zyskać prestiżu, straciła za to resztki atrakcyjności, jaką w okresie komunistycznym cieszyła się z uwagi na obecność w oficjalnym obiegu medialnym niedostępnych wówczas w Czechosłowacji zachodnich filmów, literatury i muzyki. Co więcej, na Zaolzie zaczęły docierać echa konsekwentnie wdrażanej w Polsce w latach dziewięćdziesiątych „pedagogiki wstydu”, która wśród zaolziańskich Polaków znajdowała szczególnie podatny grunt, przygotowany tutaj jeszcze przez komunistyczną propagandę. Równolegle ze zmianami tożsamościowymi przebiegały w tym czasie procesy demograficzne o obiektywnym charakterze, choć zmianami mentalnymi w dużym stopniu warunkowane. Poza migracjami, mowa tu przede wszystkim o lawinowo wzrastającej liczbie małżeństw mieszanych, które członkowie społeczności polskiej zawierali z osobami narodowości czeskiej lub słowackiej. Związki te stanowią obecnie już ponad 70% ogółu małżeństw zawartych przez zaolziańskich Polaków, a ich liczba nadal rośnie. Na doniosłość znaczenia tego zjawiska dla trwałości polskiej grupy narodowej na Zaolziu najdobitniej wskazuje fakt, iż ledwie 10% należących do tej grupy małżeństw decyduje się wychować swoje potomstwo w języku polskim. Jaka jest i będzie tożsamość narodowa dzieci pochodzących zarówno z tych związków, jak – tym bardziej – z pozostałych 90% z nich, łatwo się domyślić. W tych okolicznościach nie może więc zaskakiwać, że w kolejnym, rozpoczętym w 1980 r. trzydziestoleciu liczebność polskiej społeczności na Zaolziu spadła aż o 49%, zmniejszając się w 2011 r. do 26 551 osób. Co więcej, świadomość narodowa członków tej drastycznie zmniejszonej grupy została dogłębnie przeorana i nic już nie łączy jej z patriotyzmem cechującym generacje zaolziańskich Polaków urodzonych przed II wojną światową. W swojej masie zaolziańscy Polacy, mimo iż nominalnie i już chyba tylko siłą przyzwyczajenia są jeszcze skłonni się tak określać, przestali się postrzegać jako integralna część narodu polskiego, porzucili myślenie w kategoriach narodowych, swoją tożsamość budując wyłącznie na przywiązaniu do własnego regionu i kultury regionalnej. Jak skonstatował dr Józef Szymeczek, wieloletni prezes Kongresu Polaków w Republice Czeskiej, na Zaolziu doszło w ostatnich dziesięcioleciach do uwstecznienia świadomości narodowej, w wyniku czego wróciła ona do stanu przednowoczesnego, a polska grupa narodowa, tracąc atrybuty właściwe narodowi, stała się na powrót grupą etniczną. Jak pisze Szymeczek, „Powoli zanika wśród Zaolziaków refleksja przynależności do polskiej grupy narodowej. Młodzi Polacy na Zaolziu mają problemy z określeniem własnej tożsamości: najczęściej słyszy się odpowiedź: nie jestem ani Polakiem, ani Czechem, jestem tustela [gw.: stąd]. Polacy na Zaolziu nie czują żadnych więzi zwłaszcza z państwem polskim. Polacy na Zaolziu nie żyją w świecie polskiej kultury. Stracili kontakt z żywą kulturą polską, zwłaszcza odkąd kultura stała się biznesem. Czasy, kiedy na Zaolzie przyjeżdżali pierwszorzędni artyści polscy są już dawno historią. Bliższa jest Zaolziakom kultura czeska, czeski sport i czeska telewizja. Za szczyt kultury polskiej uważają folklor – kulturę ludową”. W innym zaś miejscu, ujmując rzecz wprost, dodał: „Od 1920 roku mniejszość polska na Zaolziu przechodzi jak gdyby taką samą drogę ideową, którą kroczyła do roku 1920, jednakże w odwrotnym kierunku: ze wspólnoty narodowej, którą w 1920 r. bezsprzecznie była, przekształca się powoli we wspólnotę etniczną – lud polskiego pochodzenia”.
Kryzys tożsamości, który uwidoczniły wyniki ostatniego spisu ludności z 2011 r., także poprzez zidentyfikowanie bardzo dużej liczby osób powstrzymujących się od zadeklarowania jakiejkolwiek przynależności narodowej (na Zaolziu 72 266 osób, stanowiących 21,4% ogółu mieszkańców), bądź też deklarujących podwójną narodowość, polską i czeską (2151 osób, tj. 0,64% ogółu mieszkańców), w perspektywie kilku dziesięcioleci nieuchronnie – jak się obecnie wydaje – prowadzący do całkowitego zaniku mniejszości polskiej na Zaolziu, już w najbliższym czasie okazać się może dla niej druzgocący. Wszak, jak wynika ze spisu przeprowadzonego w 2011 r., w zaledwie 10 gminach (a mianowicie w Bukowcu, Bystrzycy, Gródku, Koszarzyskach, Łomnej Górnej, Milikowie, Ropicy, Śmiłowicach i Wędryni) Polacy przekraczają próg 20% ogółu ich mieszkańców, a zaledwie w dwóch z nich (tj. w Milikowie i Gródku) stanowiąc powyżej 30%. W pozostałych 36 zaolziańskich miastach i gminach wiejskich ich odsetek jest mniejszy niż 20%, z czego w 17 pozostaje na poziomie niższym niż 10%. W najbardziej dramatycznej sytuacji znajduje się 19 gmin, w których liczba Polaków mieści się w przedziale od 10 do 20%, w nich bowiem – jeśli utrzyma się dotychczasowe tempo depopulacji polskiej społeczności na Zaolziu – udział Polaków w łącznej liczbie mieszkańców już w najbliższym planowanym na rok 2021 spisie powszechnym spaść może poniżej 10%, to zaś pociągnie za sobą utratę wielu praw, z których mniejszość polska w gminach tych dotychczas korzystała. Mowa tu przede wszystkim o prawie do dwujęzyczności, do szkolnictwa w języku polskim oraz reprezentacji w postaci działających w obrębie samorządów komitetów ds. mniejszości narodowych. Jak poważne jest to niebezpieczeństwo dla polskiej społeczności, najdobitniej świadczy fakt, iż wśród miejscowości, w których Polacy stanowią poniżej 20% ogółu mieszkańców znajdują się m.in. Trzyniec (13,4%), Czeski Cieszyn (13,7%), Jabłonków (15,7%), Sucha Górna (17,1%) i Stonawa (19,4%), a więc miasta i gminy przez całe dziesięciolecia będące wiodącymi ośrodkami polskiego życia narodowego na Zaolziu, mające wręcz emblematyczne znaczenie dla polskości tego obszaru. Utrata przez nie resztek polskiego charakteru i oblicza przyczynić się może do znacznie szybszego, niż można byłoby to prognozować na podstawie dotychczasowych statystyk, zaniku polskiej grupy narodowej na Zaolziu.
Rozsiedlenie ludności Polskiej na Zaolziu 1930 r. (Mapa Arnolda)(Foto ze zbiorów OD KP)
Festyn Macierzy Szkolnej – konkurs na najładniejszy strój, 1935 r. (Foto ze zbiorów OD KP)
Okładka wydawnictwa „Polacy na Zaolziu 1920-2000” pod red. Józefa Szymeczka, wyd. Kongres Polaków w RC, Czeski Cieszyn 2002 (Foto ze zbiorów OD KP)
Jackowie Jabłonkowscy, 1908, (Foto ze zbiorów OD KP)
Strój góralski, ok. 1930 r. (Foto ze zbiorów OD KP)